Silesion.PL

serwis informacyjny

Trzy sekundy, które zmieniły koszykówkę – IO Monachium 1972

„The Happy Games” brzmiało motto Igrzysk XX Olimpiady w Monachium w 1972 roku. Ze względu na zamachy terrorystyczne z 5 września igrzyska te na pewno nie przeszły do historii jako „Happy Games”, ale jako jedne z najsmutniejszych w historii. Jednymi z najsmutniejszych w historii były również dla amerykańskich koszykarzy, którzy po serii 63 zwycięstw na igrzyskach po raz pierwszy musieli uznać wyższość swoich rywali. W nie do końca normalnych okolicznościach…

63-0. Mimo że na największą sportową imprezę czterolecia Amerykanie wysyłali amatorów z NCAA, przez ponad trzy dekady, przez 63 spotkania nie znaleźli pogromców. Cztery lata przed igrzyskami w Monachium, podczas olimpiady w Meksyku sięgnęli po siódme z rzędu mistrzostwo olimpijskie wygrywając 7 z 9 meczów różnicą co najmniej 15 punktów. W finale pokonali Jugosławię 65:50. Z tamtej reprezentacji tylko trójka zawodników zrobiła większą karierę w NBA. Połowa tamtego składu nie zagrała nawet meczu w najlepszej lidze świata. Na Europę i tak starczało z nawiązką.

Koszykówka za oceanem i koszykówka europejska to dwie zupełnie różne dyscypliny. Wiedzieli o tym wszyscy i praktycznie nikt nie miał wątpliwości, że turniej na igrzyskach w Monachium zakończy się tak samo jak siedem poprzednich. Przewidywania po części potwierdziła faza grupowa – na otwarcie Amerykanie rozgromili Czechosłowację, by następnie bez problemów przejechać się po: Australii, Kubie, Brazylii, Egipcie, Hiszpanii i Japonii (99:33!). W półfinale zespół Henry’ego Iby, legendarnego trenera, który już dwa lata przed igrzyskami został włączony do koszykarskiej galerii sław, zmiażdżył Włochów 68:38. Wszystko wydawało się iść zgodnie z planem.

Przedwczesna radość koszykarzy z USA

W drugiej grupie grali jedyni poważni rywale Stanów Zjednoczonych – Związek Radziecki. Sowieci przez fazę grupową przeszli jak burza zwyciężając kolejno: Senegal, RFN, Włochy, Polskę, Portoryko, Filipiny i Jugosławię. W półfinale trafili na sensacyjnych Kubańczyków. Rywale z Karaibów napsuli ekipie Vladimira Kondrashina sporo krwi, ale ostatecznie musieli uznać ich wyższość – 67:61. Później w niezwykle emocjonującym meczu o brąz Kubańczycy pokonali Włochów 66:65 zdobywając pierwszy i do dziś ostatni olimpijski medal w koszykówce dla swojego kraju.

Związek Radziecki dysponował wówczas być może najsilniejszą reprezentacją w historii. Jej liderem był „rosyjski Jerry West” – Sergei Belov, pierwszy zawodnik spoza Stanów Zjednoczonych przyjęty do koszykarskiej galerii sław w Springfield. Belov otoczony był godnymi pomocnikami – znakomity Ukrainiec Antoli Polivoda, Litwin Modestas Paulauskas czy młodziutki center Alexander Belov. Tych dwóch ostatnich to członkowie klubu „50 najlepszych koszykarzy w historii FIBA”. Belov został do niego przyjęty, mimo że zmarł już w wieku 26 lat na rzadką odmianę raka krwi. Do dziś uważany jest za jednego z najlepszych koszykarzy, którzy nigdy nie zagrali w NBA. Mimo niezwykle mocnej reprezentacji ZSRR nikt nie brał pod uwagę innego scenariusza niż zwycięstwo zespołu Henry’ego Iby. „To były dwa najsilniejsze państwa walczące o supremację na świecie, ale koszykówka była nasza” – wspomina Doug Collins, niedoszły bohater pamiętnego spotkania.

Zwycięstwo ZSRR nad USA na IO 1972

Już pierwsze minuty wielkiego finału zweryfikowały jednak te domysły – Sowieci grali zdecydowanie bardziej poukładaną koszykówkę, a nie do zatrzymania był fenomenalny Siergei Belov, który w całym meczu rzucił 20 z 51 punktów całego zespołu. Widoczna była główna różnica między oboma drużynami – doświadczony i zgrany ze sobą zespół radziecki przeciwko młodej i nieogranej ekipie amerykańskiej. W pewnym momencie przewaga ZSRR wyniosła nawet dziesięć punktów, do przerwy udało się Amerykanom zniwelować straty do pięciu „oczek” – 21:26.

Co najgorsze – wynik był dla Amerykanów zdecydowanie lepszy niż gra. Konserwatywna, defensywna koncepcja gry trenera Iby w zderzeniu z radzieckim zespołem zupełnie się nie sprawdzała. Fenomenalny Belov kolejnymi trafieniami pogrążał Amerykanów, których strata do rywali kilka minut po przerwie ponownie urosła do rozmiarów dwucyfrowych. Na domiar złego Iba stracił jednego ze swoich najważniejszych graczy – Dwighta Jonesa, który w pierwszych minutach drugiej połowy został wyrzucony z parkietu za bójkę z zawodnikiem rywali.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, ale na sześć minut przed końcem młodzi Amerykanie zaczęli w błyskawicznym tempie odrabiać straty. Trener Iba zarządził agresywne krycie na całym parkiecie, co po części przyniosło oczekiwane rezultaty. Półtorej minuty do końca – Amerykanie przegrywają już tylko dwoma punktami, mają piłkę, ale pudłują, a przy zbiórce faulowany jest Sergei Belov. Trafia jednak tylko jeden z dwóch rzutów osobistych. 55 sekund do końca, na tablicy świetlnej w Rudi-Sadlmayer-Halle w Monachium 49:46.

Amerykanie trafiają, jednak wciąż tracą punkt do rywali. Na zegarze dziesięć sekund. Sowieci teoretycznie mogą grać do końca, lecz ogromny błąd popełnia Aleksander Bielov – oddaje rzut. Nie trafia, ale zbiera. Cóż jednak z tego, gdy jego czytelne podanie przechwytuje Doug Collins. Błyskawicznie biegnie do kontry, i gdy jest już blisko kosza zostaje brutalnie powalony na ziemie przez radzieckiego obrońcę uderzając głową o podstawę kosza.

Collins, który w przyszłości jako jeden z nielicznych z olimpijskiej reprezentacji zawojuje NBA (cztery występy w All-Star Game, średnia kariery 18 pkt na mecz) przez moment wyglądał na nieprzytomnego i na ławce amerykańskiej już zaczęto się zastanawiać kto wykona rzuty wolne za niego. Trener Iba widząc podnoszącego się Collinsa szybko uciął jednak dyskusję – „jeśli jest w stanie chodzić, to będzie rzucał”. I rzucił. Z zimną krwią trafił dwa rzuty wolne wyprowadzając USA na prowadzenie 50:49. Do końca pozostawały trzy sekundy.

Trzy sekundy, które na zawsze miały zmienić historię koszykówki.

Gdy Sowieci próbują wyprowadzić piłkę spod własnego kosza sędziowie niespodziewanie zatrzymują grę. Na parkiecie panuje chaos, nikt nie wie do końca co się dzieje. Główny arbiter spotkania – Brazylijczyk Renato Righetto podchodzi do sędziów stolikowych aby dowiedzieć się co się stało. Problem polega na tym, że… nie zna niemieckiego, a właśnie tym językiem posługują się sędziowie przy stoliku.

Chodziło o to, że trener Vladimir Kondrashin poprosił o czas między pierwszym a drugim rzutem Collinsa, jednak ten nie został mu przyznany. Okazało się, że problemem znów była bariera językowa. Gdy Kondrashin poprosił o time-out stolikowi zapytali go „na migi” czy chce wziąć przerwę przed rzutami. Pokręcił przecząco głową, co miało oznaczać, że nie chce jej teraz, ale po pierwszym rzucie Collinsa, tak aby spróbować wybić go z rytmu. Sędziowie to kiwnięcie odebrali jako „nie chcemy przerwy w ogóle” i time-outu nie przyznali.

Gdy zamieszanie ustało, Righetto postanowił, że Sowieci będą mieli jedną sekundę na wykonanie ostatniego rzutu, czyli dokładnie tyle ile zostało do końca, gdy przerwał grę w momencie wyprowadzania piłki z własnej połowy przez zespół ZSRR. Wówczas z trybun zszedł sekretarz generalny FIBA – Renato William Jones i… nakazał sędziom cofnięcie zegara i przyznanie Związkowi Radzieckiemu nie jednej, a trzech sekund na ostatnią akcję.

Jones był jednym z ojców założycieli FIBA, a funkcję sekretarza generalnego tej organizacji pełnił od 40 lat. To między innymi dzięki jego staraniom koszykówka została włączona w poczet dyscyplin olimpijskich już w 1936 roku podczas igrzysk w Berlinie. Jego pozycja w świecie amatorskiej koszykówki była niepodważana. Do tego stopnia, że mógł zmienić „niezaprzeczalną i bezapelacyjną” decyzję sędziów i mimo swoich wielkich zasług dla koszykówki zapisać się na czarnych kartach historii tej dyscypliny.

Wyrzucającego piłkę z autu bronił mierzący 211 cm Tom McMillen odcinając od możliwości podania piłki pod kosz. Sowieci zmuszeni są oddać rzut przez całą długość parkietu, który nawet nie dolatuje do obręczy. Na boisko wbiegają uradowani zawodnicy amerykańscy. Skaczą, rzucają się sobie w ramiona. Są przekonani, że właśnie zostali mistrzami olimpijskimi. Niestety – cieszyli się za wcześnie.

Tym razem problemem była obsługa zegara. W momencie wyrzucania piłki z autu na zegarze wyświetlono czas… 50 sekund do końca, jednak ok. sekundę, a nie tak jak ustalił William Jones trzy, po wznowieniu gry zabrzmiała syrena. Jak się później okazało nie była to syrena kończąca spotkanie, lecz znak, że należy przerwać grę i… ponownie rozegrać te feralne trzy sekundy. Wściekli Amerykanie chcą zbojkotować mecz, jednak wracają na parkiet – wystarczy przecież, że zrobią dokładnie to co kilka minut wcześniej – odetną Sowietów od podania i wszystko skończy się tak jak powinno – ich zwycięstwem.

Do wyrzucającego piłkę z autu Ivana Edeshki ponownie podchodzi grubo ponad dwumetrowy McMillen. W pewnym momencie z niewyjaśnionych przyczyn… odsuwa się na kilka metrów umożliwiając rywalowi podanie przez całą długość parkietu. Piłkę pod koszem łapie 20-letni Alexander Belov i rzutem o tablicę zdobywa łatwe punkty na wagę zwycięstwa. Koniec meczu. ZSRR wygrywa 51:50. Amerykanie po raz pierwszy zdetronizowani.
McMillen tłumaczył później, że przestał kryć Edeshkę w obawie o faul techniczny. Stojący tuż obok drugi sędzia – Artenik Arabadijan z zupełnie niewiadomych powodów miał nakazać mu odsunięcie się kilka metrów od linii końcowej. Na powtórkach telewizyjnych faktycznie widać, że Argadijan wykonuje jakiś gest ręką, jednak jak sam później powiedział – nie był to gest skierowany do McMillena.

Amerykanie złożyli protest, ale FIBA stosunkiem głosów 3-2 potrzymała decyzję sędziów. Dodatkowe kontrowersje wzbudził fakt, że za oddaleniem protestu głosowała trójka delegatów z krajów socjalistycznych – ZSRR, Kuby i Polski.

Zimna wojna USA – ZSRR

Młody zespół zgodnie postanowił, że nie stawi się na ceremonii medalowej i na znak protestu przeciwko skandalicznej decyzji sędziów nie przyjmie srebrnych krążków. Dwójka zawodników tamtej drużyny – Tom Burleson i Ed Ratleff po latach zmieniła swoje stanowisko i chciała odzyskać medale. Pozostała dziesiątka była za potrzymaniem decyzji z 1972 roku. Kapitan reprezentacji, Kenny Davis poszedł o krok dalej – w swoim testamencie zakazał żonie lub dzieciom przyjąć medal kiedykolwiek po jego śmierci.

Wszelkie materiały promocyjno-reklamowe mają charakter wyłącznie informacyjny i nie stanowią one podstawy do wzięcia udziału w Promocji, w szczególności nie są ofertą w rozumieniu art. 66 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. 2020, poz. 1740 z późn. zm.).

Copyright Silesion.pl© Wszelkie prawa zastrzeżone. 2016-2024