Kacper Bieszczad (Zagłębie Lubin) – Znam swoją wartość
Ma dopiero osiemnaście lat, a już zdążył rozegrać dwa spotkania w Ekstraklasie jako bramkarz “Miedziowych”. Do swojej kariery podchodzi z pokorą, starając się każdego dnia podnosić swoje umiejętności. Obecnie przebywa na wypożyczeniu w Chrobrym Głogów, gdzie zbiera cenne doświadczenie na poziomie Fortuna 1 Ligi, które z pewnością zaprocentuje w przyszłości w KGHM Zagłębiu. Kacper Bieszczad – zapraszamy!
Kacper, przebywasz obecnie na wypożyczeniu w Chrobrym Głogów. Powiedz na początek, jak Ci się tam żyje?
– Tak naprawdę niewiele się zmieniło. Wciąż mieszkam w Lubinie i tylko dojeżdżam na treningi. Jeżeli chodzi o drużynę, to jestem bardzo zadowolony, podoba mi się w Głogowie. Mam wszystko, czego potrzebuję, żeby stawiać kolejne kroki w mojej karierze, łapać minuty na boisku i zbierać doświadczenie. Jestem zadowolony, że razem ze sztabem, menadżerem i rodzicami postanowiliśmy o wypożyczeniu do Chrobrego.
Skąd w ogóle opcja Chrobrego? Wiadomo, że Głogów jest blisko, ale czy pojawiła się wcześniej możliwość porozmawiania z trenerem Djurdjeviciem?
– Już na początku okresu przygotowawczego w Zagłębiu dostałem sygnały od trenera Szamotulskiego, że rozmawiał z trenerem bramkarzy w Chrobrym o ewentualnym wypożyczeniu. Mówił mi wówczas, że w Głogowie bardzo by chcieli, żebym dołączył do nich do zespołu. Jednocześnie pytał mnie, jak ja sam to widzę. Po rozmowach ze sztabem, menadżerem i rodzicami doszliśmy do wniosku, że to będzie dobry krok. Były oczywiście inne opcje, ale to klub z Głogowa był najbardziej zdeterminowany.
Analizowałeś z kim będziesz rywalizować w Chrobrym? Czy może wiedziałeś, że Twoje umiejętności pozwolą tam Tobie na regularną grę?
– Nie, nie myślałem w ten sposób. Słyszałem, że pierwszy bramkarz Michał Szromnik przeszedł do Śląska Wrocław. Wiedziałem także, że zostało tam jeszcze dwóch golkiperów, ale nie patrzyłem na to. To była drugorzędna sprawa. Znam swoją wartość i wiedziałem, że moje umiejętności obronią się na boisku i finalnie będę grał.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w styczniu 2018 i wówczas wróciłeś z testów w Birmingham. Powiedz, jaki miałeś w głowie wtedy plan na swoją karierę?
– Tak szczerze, to nie myślałem wtedy o tym. Testy nie poszły po mojej myśli. Starałem się więc skupiać na “tu i teraz”. Miałem wtedy 16 lat i moim celem była regularna gra w Centralnej Lidze Juniorów. Wystąpiłem w drużynie U-17, ale złapałem kontuzję i z nią pojechałem na zgrupowanie kadry. Tam uraz się jeszcze pogłębił i przez to 3-4 miesiące miałem wyjęte z życia. Co udało mi się wrócić, to kontuzja się odnawiała. Cały rok 2018 był więc taki. Dopiero pod koniec złapałem stabilizację i byłem zdrowy.
Mówisz, że z tego wyjazdu do Birmingham nie jesteś zadowolony, ale chyba z każdej takiej możliwości można wynieść jakieś pozytywy?
– Zgadza się. Cieszę się, że udało mi się porozmawiać wówczas z Tomkiem Kuszczakiem. Miałem też możliwość zobaczenia, jak to tam wygląda pod względem bazy treningowej, która robiła ogromne wrażenie. Oczywiście, w Zagłębiu już wtedy mieliśmy doskonałe warunki, ale ośrodek Birmingham naprawdę robi wrażenie.
Pamiętam, jak rozmawialiśmy właśnie po Twoim powrocie z testów. Wówczas wrażenie zrobiła na mnie Twoja skromność i z perspektywy czasu do dziś nic się nie zmieniło. Powiedz Kacper, skąd to się u Ciebie bierze?
– (śmiech) No taki już jestem, skromny. Nie lubię się przechwalać. Mam w sobie dużo pokory. Jestem skoncentrowany na pracy. Wolę robić to wszystko w ciszy i pokazywać się dopiero na boisku.
Pochodzisz z malutkiej miejscowości Glowienka. Co ciekawe, słyszałem, że Twoim sąsiadem, takim płot w płot, był Mateusz Skoczylas, który również trafił do naszej akademii.
– Dokładnie. Nasi rodzice wychowywali się razem na podwórkach. My również znaliśmy się wcześniej. Kiedy byliśmy mali, to kilkukrotnie się spotkaliśmy. Rodzice Matusza, podejmując decyzję odnośnie jego przenosin do Lubina, dużo więc ze mną rozmawiali. Pytali o istotne w kontekście przyszłości syna rzeczy. Jak wygląda życie tutaj czy o sprawy związane ze szkołą, treningami, bursą.
To dość niesamowite, że w takiej małej miejscowości trafiło się dwóch zawodników prezentujących pewien potencjał i dodatkowo trafili do tej samej akademii. Nie jest to zjawisko dość często spotykane. Może macie w Głowieńce jeszcze jakichś utalentowanych zawodników?
– (śmiech) Na pewno jacyś są! Ja, niestety, nie mam takich informacji w tym momencie. Wiem za to, że w tej chwili Beniaminek Krosno otworzył tam swoją filię i prowadzą treningi dla młodzieży. Dlatego myślę, że z czasem ktoś jeszcze może się pokazać. Nie mówię, że trafi akurat do Zagłębia, ale jakiś talent może się tam objawić.
Ty trafiłeś do Zagłębia w tym samym momencie, chyba nawet z tego samego klubu, co Arek Baran, prawda? Czy to Ci ułatwiło przejście do Lubina? Trzymaliście się razem?
– Tak, dokładnie tak było. Wiadomo, że kiedy dwóch zawodników przychodzi z jednego klubu, to przez jakiś czas trzymają się razem. Z nami też tak było. Razem graliśmy w kadrze wojewódzkiej i chodziliśmy do szkoły. Trafiając do nowego miejsca, gdzie są nowi trenerzy, ludzie dookoła, to trzymając się razem, zawsze jest łatwiej. Tak naprawdę, przez cały czas nawzajem sobie pomagaliśmy. Jeśli chodzi o mnie, to zdecydowanie ułatwiło to aklimatyzację.
Jesteś zawodnikiem, który systematycznie grał w kadrach wojewódzkich i później w młodzieżowych. Tam też zostałeś zauważony przez skautów naszej akademii. Pamiętasz pierwszy moment, kiedy dotarło do Ciebie, że jest zainteresowanie ze strony Zagłębia?
– Trochę czasu już minęło i szczerze mówiąc, to nie potrafię z dokładnymi szczegółami odtworzyć całej sytuacji. Wydaje mi się, że było to podczas zgrupowania kadry wojewódzkiej, już po finałach, bodajże w 2015 roku. Graliśmy wtedy w turnieju, gdzie udało mi się pokazać z dobrej strony. Przyszło jedno zaproszenie z Zagłębia, za jakiś czas drugie. Trenerzy i dyrektor Jurkiewicz byli ze mnie zadowoleni, nakreślali ciekawą perspektywę i pozostała tylko decyzja moja i rodziców. Wybór nie mógł być inny. Poza tym, tato zawsze mi powtarzał, żebym spróbował, bo w razie czego zawsze mam możliwy powrót do Krosna. Musiałem podjąć, nie tyle ryzyko, ile ważną decyzję, która ostatecznie się opłaciła.
Opowiedz mi o kadrze U-17. Słyszałem, że byłeś mocnym punktem tej drużyny i faworytem trenera Małeckiego.
– Dokładnie, grałem w kadrze U -17 kiedy to trenerem był Przemysław Małecki. Czy byłem faworytem? Nie ująłbym tego w ten sposób. Rywalizowałem wówczas z Mikołajem Biegańskim i podczas eliminacji, na początku roku 2019, rzeczywiście to ja byłem numerem jeden w reprezentacji. Byłem już wtedy po obozie z pierwszą drużyną Zagłębia oraz po paru spotkaniach rozegranych w drugim zespole. Dodało mi to dużo pewności siebie i pomogło w walce o pozycję w kadrze. Wcześniej, to Mikołaj był pierwszy wyborem trenera Małeckiego, ale ja na każdym zgrupowaniu dawałem sygnały, że jestem, że pracuję i nie odpuszczam, a wręcz jestem od niego lepszy.
No właśnie, nawiązałeś do obozu z pierwszą drużyną. Pamiętam, jak to wtedy wyglądało. Zostaliście zaproszeni do prezesa na rozmowę. Wiedziałeś, po co idziesz?
– Nie, nie miałem pojęcia. Dowiedziałem się, dopiero kiedy się tam znalazłem.
To co sobie pomyślałeś, idąc do gabinetu najważniejszej osoby w klubie?
– (śmiech) Nie wiem. Nie miałem wtedy jakichś konkretnych myśli. Wiedziałem, że nic takiego nie zrobiłem, żeby to była rozmowa wychowawcza. Na pewno nie myślałem, że to będzie informacja o tym, że pojadę na obóz z pierwszą drużyną. Wtedy to był dla mnie szok.
Zmierzam do tego, że życie piłkarza bywa przewrotne. Przed chwilą bowiem wspominałeś, że rok 2018 nie był dla Ciebie udany. Wróciłeś z testów w Birmingham, później przez kontuzję nie mogłeś ustabilizować formy na satysfakcjonującym dla Ciebie poziomie, ale jednocześnie to w sezonie 18/19 zacząłeś regularnie jeździć na mecze rezerw. Nie udało Ci się wówczas jeszcze zadebiutować w III lidze, ale czy wejście do drużyny seniorskiej na pewno pomogło w tym, aby na tym obozie się znaleźć. W kontekście rozwoju zaś dużo Ci dało?
– Na pewno tak, bo trzeba pamiętać, że przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej, to ogromny przeskok. Atmosfera w szatni jest zupełnie inna, jest większe skupienie na najbliższym meczu. Można powiedzieć, że zaczyna się “poważne granie”. Tak, jak choćby teraz w Chrobrym, gdzie piłkarze grają też po to, żeby zarabiać. Dochodzi też wtedy duża presja wyniku. Przegrasz jedno czy dwa spotkania i jesteś w strefie spadkowej. A to jeszcze bardziej zwiększa presję. Tak samo, jak spadek na niższy poziom. Dlatego reasumując, wszystko się zmienia w seniorskiej piłce. Poziom gry, tempo, fizyczność i właśnie ta presja.
Zanim zadebiutowałeś w trzeciej lidze, co się stało w kwietniu 2019 roku w spotkaniu z Górnikiem II Zabrze, pojechałeś na wspomniany obóz z pierwszą drużyną. Powiedz, jak wspominasz ten czas?
– To było dla mnie ogromne doświadczenie i szansa na pokazanie się na tle zawodników z Ekstraklasy. Wiele zyskałem dzięki temu. Ten obóz pozwolił mi złapać dużo pewności siebie, choćby poprzez debiut w pierwszym zespole. Co prawda, był to sparing, ale udało mi się wybronić karnego. Podczas całego pobytu na obozie trenerzy byli ze mnie zadowoleni. Myślę też, że to dało mi takiego „pozytywnego kopa”, aby jeszcze bardziej pracować i przez to podnosić swoje umiejętności.
A jak dawałeś sobie radę pod względem fizycznym? Chodzi mi tutaj o obciążenia, które w piłce seniorskiej są większe.
– Tak, faktycznie tak było. Te obciążenia są inne, ale ja akurat nie miałem z tym problemów. Byłem już przyzwyczajony, bo w Akademii jako bramkarze, bardzo dużo trenowaliśmy także pod kątem przygotowania siłowego czy wydolnościowego. Dlatego było mi łatwiej, będąc zaprawionym w boju.
Wspomniane treningi w Akademii, które na pewno zmieniły się z początkiem 2018 roku, gdy postawiono w Lubinie większy nacisk na szkolenie bramkarzy. Odczułeś ten przeskok jakościowy, kiedy doświadczeni trenerzy wzięli cię pod przysłowiowe skrzydła?
– Na pewno, ponieważ poświęcano nam dużo uwagi, jeśli chodzi o organizację i metodykę pracy z bramkarzami. Zwiększano ilość analiz czy treningów. Zindywidualizowano też podejście do nas, do zawodników. Dodatkowo prowadziliśmy dużo rozmów z trenerami o tym, nad czym każdy bramkarz musi pracować. Można powiedzieć, że wtedy to wszystko ruszyło. W okresie letnim do trenerów Króla i Stachowicza dołączył trener Moskwa i razem stworzyli trójkę, dzięki której to szkolenie było na bardzo wysokim poziomie. Jak dla mnie to nawet na poziomie europejskim.
Wciąż masz kontakt ze wspomnianymi trenerami? Analizujecie Twoje występy?
– Tak, mamy kontakt, ale nie jest tak, że analizujemy moje występy. Raz na jakiś czas po prostu porozmawiamy na bardziej przyziemne tematy. Bardziej zapytać, co słychać niż jak oceniasz swój ostatni mecz. Normalna relacja trenera z zawodnikiem.
Wspomnieliśmy już o Twoim debiucie w trzeciej lidze. Miałeś już wówczas za sobą występ w pierwszej drużynie, ale mecz sparingowy, a mecz o punkty w rezerwach, to na pewno coś innego. Masz jakieś wspomnienia z tamtego spotkania z Górnikiem?
– Nie mam. Serio. Nie pamiętam praktycznie tego spotkania. Wiem, że Kamil Zapolnik strzelił mi pierwszą bramkę, a jakieś dwa tygodnie później strzelał, grając już w Ekstraklasie. Mecz przegraliśmy 0:2, a Kamil pokonał mnie wtedy bardzo ładnym strzałem z rzutu wolnego.
Do końca tamtego sezonu zagrałeś jeszcze siedem razy na tym szczeblu rozgrywkowym. Jak podsumujesz ten czas, bo to był Twój pierwszy sezon w dorosłej piłce. Ja od siebie mogę powiedzieć, że imponowała mi Twoja komunikacja z partnerami oraz niesamowita pewność siebie.
– Dziękuję. Wydaje mi się, że było to wynikiem najpierw obozu, a później wywalczenia sobie bluzy z numerem jeden w kadrze. To są te składowe, wpływające na moją późniejszą pewność siebie. Oczywiście, taką postawę musiałem później po prostu przełożyć na trzecioligowe spotkania. Myślę, że wychodziło mi to całkiem dobrze.
Przejdźmy więc do kolejnego sezonu, gdy miałeś już pewną pozycję w rezerwach. Powiedz, jakie miałeś nastawienie wtedy? Liczyłeś się z tym, że może to być taki moment przejściowy i za chwilę dołączysz do pierwszego zespołu? Czy skupiałeś się jednak na graniu w drugiej drużynie i zdobywaniu cennego doświadczenia w seniorskiej piłce?
– Oczywiście, gdy rozegrasz kilka spotkań w seniorskiej piłce, to naturalne jest, że chcesz grać jak najwięcej. Zakładałem, że te mecze w trzeciej lidze mogą stworzyć dla mnie szansę gry w pierwszym zespole. Jednocześnie, chciałem mieć kontakt z zawodnikami grającymi w Ekstraklasie i pokazywać się czy to na treningu, czy jako trzeci bramkarz na wyjazdach podczas rozgrzewek. To był wówczas mój cel i nie chciałem się zbytnio od tego oddalać.
A pod kątem rozwoju? Co jest ważniejsze – treningi z pierwszym zespołem czy mecze w trzeciej lidze?
– Zdecydowanie liczy się liczba rozegranych spotkań. Przed rozpoczęciem tamtego sezonu miałem tylko osiem występów w rezerwach. Trzeba było dalej grać, nabijać kolejne minuty i zdobywać doświadczenie. Nasza grupa trzeciej ligi jest, moim zdaniem, najmocniejsza ze wszystkich. Grają w niej choćby Ruch Chorzów, Polonia Bytom czy rezerwy Miedzi i Górnika. Rywalizowaliśmy więc z zawodnikami, którzy mieli za sobą po kilkadziesiąt spotkań na poziomie Ekstraklasy. To było bardzo ważne doświadczenie.
No to w takim razie może z tego drugiego sezonu masz jakieś konkretne wspomnienia?
– Nie, serio nie mam.
A domowy mecz z Ruchem Chorzów, gdy prawie 500 osób z Ruchu przyjechało tutaj, aby dopingować swoją drużynę?
– No tak, to otoczka spotkania, ale sam mecz, jak mecz. Jedyne co się zmieniło, to fakt, że bardzo głośno krzyczeli. Wiadomo, że z kibicami inaczej się gra.
A jak Marcin Garuch, bardzo niski zawodnik z Miedzi Legnica, strzelił Ci gola?
– Aż do takich szczegółów, to raczej nie przywiązuje uwagi. Bramka jak bramka.
Może masz rację. Mówi się, że nie powinno się zaprzątać głowy niepotrzebnymi myślami, bo ona ma ograniczoną pojemność. W taki razie przejdźmy dalej. Mamy rok 2020. Trenujesz z pierwszą drużyną i jeździsz na mecze rezerw. Czułeś, że możesz dostać swoją szansę debiutu w Ekstraklasie jeszcze w sezonie 2019/2020?
– Tak, po cichu liczyłem na to. Ciężko pracowałem przez cały sezon, żeby być w dobrej dyspozycji, utrzymywać ją i dawać trenerom sygnały, że jestem gotowy na ten debiut. Trzeba było czekać i w końcu nadarzyła się okazja pod koniec sezonu.
Kiedy dowiedziałeś się, że zagrasz, to był jakiś delikatny stres? Czy może byłeś już oswojony z myślą, że wystąpisz w Ekstraklasie?
– Delikatny stres był, ale taki mobilizujący do działania. Po to się trenuje, żeby w końcu spełnić to marzenie. Myślę, że dla każdego dziecka, które zaczyna interesować się piłką, marzeniem jest zagrać kiedyś w Ekstraklasie. Także, stres był, ale taki pozytywny. Mobilizował wręcz do działania. Nie mogłem się doczekać tego spotkania.
Czy był wcześniej w Twojej karierze taki moment, kiedy po meczu dostałeś tyle wiadomości?
– Tak. Kiedy zagrałem w kadrze U-15, ale nie aż tak dużo. Wówczas, to był mój pierwszy mecz międzypaństwowy, towarzyski, ale jednak z Orzełkiem na piersi. Po debiucie w Ekstraklasie tych wiadomości było zdecydowanie więcej.
Co dał Tobie debiut w meczu z Wisłą Płock? Co się czuje po takim meczu?
– Wtedy czułem po prostu dumę i satysfakcję. W końcu udało się zrealizować kolejny cel, jakim jest zagrać w Ekstraklasie. Jak już powiedziałem wcześniej, to było moje marzenie. Analogicznie jak w trzeciej lidze, kiedy zagrało się jeden raz, to apetyt rośnie w miarę jedzenia i chciałoby się zagrać znowu.
I tak się stało. Zagrałeś w kolejnym spotkaniu z Wisłą Kraków i na tym licznik występów stanął. Nie brakuje Ci teraz tej gry w Ekstraklasie?
– Myślę, że czasami lepiej jest zejść ligę niżej. Na tamtą chwilę miałem rozegrane około dwudziestu spotkań w trzeciej lidze i czułem, że to jest ten moment, kiedy trzeba zrobić krok do przodu. Pójść na wypożyczenie na zaplecze Ekstraklasy. W Chrobrym zaś zagrałem praktycznie wszystko, poza jednym meczem, kiedy miałem drobny uraz
Zaczynaliśmy od Chrobrego Głogów, to na nim też skończymy. Masz w tej chwili rozegrane 10 spotkań w lidze (rozmawiamy w czwartek, przed meczem z Odrą Opole dop.red) i jedno w pucharze. Jaki to jest kapitał? Ostatnio czytałem takie żartobliwe stwierdzenie, że 15 sekund Bartosza Białka w Wolfsburgu jest większym doświadczeniem niż cały sezon w Ekstraklasie. Da się porównać Twoje dwa spotkania na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce do jedenastu na poziomie I ligi?
– Wolałbym tego nie porównywać, ale na pewno każde występy niosą za sobą jakąś korzyść. Wiadomo, że najlepiej by było grać tylko w Ekstraklasie, ale z drugiej strony, teraz taka jest kolej rzeczy. Kiedy ktoś nie gra, to schodzi poziom niżej. Tam nabiera umiejętności, doświadczenia i zbiera minuty na boisku. Mierzy się z tą presją wyniku, dba o utrzymanie dobrej formy. Po jakimś czasie można wrócić wyżej, bogatszy o zebrane doświadczenie i ponownie walczyć o swoją szansę w Ekstraklasie.
Widziałem kilka Twoich spotkań w barwach Chrobrego i powiem Ci, że nie wyglądasz na kogoś, kto dopiero debiutuje na tym poziomie rozgrywkowym. Spodziewałeś się, że będzie tak łatwo?
– Czy ja wiem, czy jest łatwo? Do każdego spotkania trzeba podejść maksymalnie skoncentrowanym i pewnym swoich umiejętności. W meczu nie zrobię nic innego, ponad to, co umiem i co każdego dnia robię na treningach. Trzeba mieć chłodną głowę, nie mówić o żadnym stresie. Mieć wiarę w siebie i swoje umiejętności. Robię to każdego dnia i staram się później przełożyć te nawyki na mecz.
Czy masz jakieś spotkanie lub moment, z którego jesteś naprawdę dumny?
– Na pewno mecz z Widzewem, gdy wygraliśmy wtedy 3:0. Myślę też, że mecz z Cracovią w Pucharze Polski, pomimo niekorzystnego wyniku. Udało mi się wtedy obronić rzut karny, a był to też mój debiut w Chrobrym, z nowymi kolegami. Myślę, że wówczas ważne było pokazanie się z dobrej strony sportowej. Żeby zarówno moi koledzy z zespołu, jak i kibice w Głogowie mieli pewność, że nie przyszedł jakiś “ogórek”, tylko bramkarz, który coś potrafi.
To powiedz jakie cele stawiasz sobie na najbliższy czas, czy może nawet na najbliższe lata.
– Trenować, rozwijać się i skupiać na tym, co jest teraz. Po prostu łapać jak najwięcej spotkań w pierwszej lidze i zbierać to cenne doświadczenie.
A jak wrócisz do Zagłębia…
– Jak wrócę, to będziemy widzieć, co będzie! I wtedy o tym porozmawiamy (śmiech).
Wszelkie materiały promocyjno-reklamowe mają charakter wyłącznie informacyjny i nie stanowią one podstawy do wzięcia udziału w Promocji, w szczególności nie są ofertą w rozumieniu art. 66 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. 2020, poz. 1740 z późn. zm.).