FilmBET v3: Once upon a time… in Hollywood
Kiedy Quentin Tarantino bierze się za nowy film to wiadomo, że będzie o tym głośno. Kultowy w świecie kina reżyser nakręcił dotychczas dziewięć dzieł, o których zawsze było głośno. Dlaczego? Ano dlatego, że 56-latek wypracował niepodrabialny styl, którego mogą mu zazdrościć praktycznie wszyscy koledzy po fachu. Niedziwne więc, że ostatnia premiera filmu pt. „Once upon a time… in Hollywood” wywołała lawinę opinii i spekulacji na temat warsztatu reżysera.
Topowi aktorzy
W myśl zasady, że „o gustach się nie dyskutuje” nie będziemy rozprawiać nad tym co nam się podobało w tym filmie, a co nie. Trzeba jednak przyznać, że Tarantino zebrał absolutną czołówkę aktorów, którzy swoim talentem mieli urozmaicić to widowisko. Za główne role byli odpowiedzialni Brad Pitt i Leonardo DiCaprio, co jest dosyć nietypowe, gdyż ci dwaj wielcy aktorzy nigdy wcześniej nie mieli okazji ze sobą współpracować. Do nich dołączyły takie znakomitości jak Margot Robbie, Al Pacino, Michael Madsen czy Kurt Russell.
Poza tym film był wzbogacony mniej znanymi, ale równie utalentowanymi aktorami. Za przykład może posłużyć Mike Moh, który ubarwił nam seans swoją interpretacją legendy światowego kina, Bruce’a Lee. A jak już jesteśmy przy odtwórcach ról to warto wspomnieć o polskim wątku. Męża Sharon Tate (w nią wcieliła się wspomniana Margot Robbie) zagrał Rafał Zawierucha, ale jego występ był marginalny. Legalny polski bukmacher BETFAN daje specjalną ofertę na nagrody dla tego dzieła Tarantina.
„Once upon a time… in Hollywood” opowiada o losach Rick’a Daltona (Leo DiCaprio) i jego kaskadera, Cliffa Booth’a (Brad Pitt) w tytułowym Hollywood w 1969 roku, kiedy zaczyna grasować Charles Manson wraz ze swoimi wyznawcami. Tytuł filmu jest nawiązaniem do – uwielbianych przez Tarantino – westernów Sergio Leone. Scenariusz ponoć powstawał przez pięć lat, a przez cały okres zdjęciowy (od 18 czerwca do 1 listopada 2018 roku) nakręcono ponad siedem godzin materiału. Skrócono go jednak do dwóch godzin i czterdziestu jeden minut. Można powiedzieć, że to typowy Tarantino, który równie dużo czasu co na planie, spędza na montażu. Co ciekawe, wielu z ekspertów kwalifikuje ten film jako komedię. My nie jesteśmy zwolennikami takiego szufladkowania, aczkolwiek trzeba przyznać, że jest to najśmieszniejsze z jego dzieł.
Szanse na nagrody
Wydaje się, że nawet najwięksi krytycy tego filmu przyznają, iż zdobędzie on parę nagród – nawet jeśli według nich będą niezasłużone. Nie bez powodu Quentin Tarantino wyrobił sobie taką markę, że próżno szukać kogokolwiek kto nie chciałby z nim współpracować. „Nasz” Rafał Zawierucha – nawet jeśli przez cały film powiedział dwa zdania – może zapisać sobie w CV współpracę z tym kultowym reżyserem.
Wszelkie materiały promocyjno-reklamowe mają charakter wyłącznie informacyjny i nie stanowią one podstawy do wzięcia udziału w Promocji, w szczególności nie są ofertą w rozumieniu art. 66 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. 2020, poz. 1740 z późn. zm.).